„1 I was ożywił, którzy byliście umarli w upadkach i w grzechach; 2 W których niegdyś postępowaliście według zwyczaju tego świata i według władcy, który rządzi w powietrzu, ducha, który teraz działa w synach nieposłuszeństwa. 3 Wśród nich i my wszyscy żyliśmy niegdyś w pożądliwościach naszego ciała, czyniąc to, co się podobało ciału i myślom, i byliśmy z natury dziećmi gniewu, jak i inni.” (UBG Efezjan 2:1-3)
Martwy człowiek nie może nic. Zupełnie nic. To dla mnie oczywiste. To oczywiste dla nas wszystkich. Wydaje się, że śmierć ciała to najgorsza rzecz, która przytrafia się ludziom. Wydaje się, że tak właśnie jest.
Prawda sięga jednak znacznie głębiej i mówi, że o wiele gorsza jest śmierć duchowa.
Ta śmierć oznacza spętanie, niewolę u władcy ciemności.
Synowie nieposłuszeństwa, dzieci gniewu. Własność ciemności.
Wrażenie, że to patetyczne, przesadne stwierdzenia myli. I oszukuje.
Mnie także okłamywało, próbując wmówić, że nie jest tak źle. Przecież wokół żyją ludzie o wiele gorsi ode mnie i to oni są winni śmierci z powodu straszniejszych win niż moje.
Miłosierny Bóg okazał mi jednak tyle łaski, że uświadomiłem sobie rzecz najistotniejszą: tylko Bóg może mnie ożywić i uwolnić od moich grzechów. Tylko On.
Do mnie należało na to pozwolić.
Dać się uratować z niewoli.
Przyszedł czas, kiedy pozwoliłem.
Nie wszyscy jednak pozwalają i ten fakt bez najmniejszego wahania nazwę samobójstwem.